Media

2021

 

Jak rtęć w kapilarze termometru tak szara farba oznacza malarstwo Wioletty Jaskólskiej. Barwnik płynie, ścieka, czasem nawet gubi charakterystyczny dla artystki ślad szerokiego pędzla. Gesty zostały ujęte w ramy formatu – białego obszernego płótna. Działanie malarskie rozgrywa się w wydzielonym prostokącie powielającym kształt płaszczyzny, tak że pole malowania okala jasne passe-partout, niezbędna pauza przed zgiełkiem rzeczywistości.

Obrazy namalowane w 2022 roku stanowią rozwojową kontynuację poprzednich realizacji artystki: portretów miast, ewaluacji odmian szarości. Nie potrzebują jednak kontekstu. Zrywają bowiem więzi z tym co przedstawiające. Funkcjonują samodzielnie skoncentrowane na celu, którym mogłoby być rozpatrzenie na nowo wrażenia bezprzedmiotowości i samotności Czarnego kwadratu na białym tle (Obraz Kazimierza Malewicza, 1914-1915).

Eksponują urodę samej farby i plamy. Operują rytmami, powtórzeniami, perspektywą kulisową? powietrzną? Dość, że Przestrzeń wynika tu z gradacji waloru i warstwowego nakładania farby. Obrazy są malowane szybko ale metodycznie. Można wyczuć, że z pozoru beztroski wybuch ekspresji malarskiej poprzedzają staranne przygotowania. Dokładnie czytelne jest: co zostało namalowane najpierw, a co na końcu. Warstwy mają ażurową strukturę i dzięki temu widoczna pozostaje kolejność malowania.

Skoncentrowana celowość malarskiego działania ujawnia się w zamaszystym pokrywaniu płótna farbami, a to, jakby od niechcenia, przemienia szarą substancję w błyszczące diamenty, wypolerowane niklowane powierzchnie, migotliwe cienie, albo rozmyte mgnienie odbić widoku krzywego zwierciadła karoserii rozpędzonej, nowoczesnej maszyny… Zestawienia przedmiotów nieprzedstawiających geometrycznych i organicznych mogą też sugerować płynność materii będącej w nieustającym cząsteczkowym ruchu.

W pierwszej chwili, kontakt z obrazami przynosi na myśl słowa opisujące czynności malarskie, tak dosłowne sformułowania jak: rozpuszczanie, rozmycie, ściekanie, chlapanie, odciskanie, uderzenie pędzlem.. Obrazy są głośne, wyraźne i nasycone, mimo bardzo skromnych środków wyrazu, na które składa się: białe płótno, czarna i biała farba, czasem kilka innych kolorów w tle. Bezpośrednio przenoszą na widza energię rozprowadzania, a nawet chemii połączeń farb. Kompozycje widziane z daleka to proste kwadraty, z bliska odkrywają skomplikowane układy wewnętrznych komplikacji ugłaskanych przypadków.

Ulgę niesie wielka uroda farby i samego malowania. To powiew doświadczenia wolności i artystycznej swobody w materialnie uzgodnionym Świecie. Obrazy prosto i żywo odpowiadają na pytanie: czy w sztuce już wszystko zostało powiedziane? – Nie, dopóki osobność a jednocześnie wspólnota ludzkich losów kondensuje w potrzebie tworzenia – czyli inaczej, być może, utleniania się w jedyny błogosławiony sposób.

Dlaczego dwie kreski to sztuka? Dlaczego ten który “też tak potrafi” nie maluje? Dlaczego sztuką jest coś trudnego do zrozumienia? Czy trzeba to rozumieć, dlaczego? Po co ? I, co autor miał na myśli? Obrazy Wioletty dystansują te powtarzające się pytania. Służą dociekaniu prawdy o świecie, o sobie samym, o malowaniu. Ich silna wewnętrzna konstrukcja i zewnętrzna bezkompromisowość wynikają z mocnych podstaw – pokornych studiach natury. Poprzedza je wiele malarskich doświadczeń artystki: lata pracy nad obrazem, syntezy spostrzeżeń, ich analizy i ponownej syntezy… A drzwi nadal pozostają otwarte.

dr Ita Haręza


 

Wioletta Jaskólska Żeby się obudzić rano / Światłoczułość

Wioletta Jaskólska jest artystką od lat dociekliwie notującą rzeczywistość wokół siebie. Wiele kolejnych cykli jej prac dotyczy pejzażu miejskiego, gdzie drobiazgowo analizuje szczegóły detalu weduty. Stawiając siebie w pozycji „światłoczułego” obserwatora świata maluje przedmiot swoich obserwacji „tłumacząc” go na odcienie szarości i dokonując jego monochromatycznego zapisu. Interesuje ją przy tym nie tyle odwzorowanie miejskiej przestrzeni, co wniknięcie w jej naturę. Analizowana przestrzeń dla Wioletty Jaskólskiej to zawsze pewna suma wzajemnych relacji między elementami czystego języka plastycznego – suma linii, plam, mikrogestu. Rezultatem tak sformułowanych artystycznych dociekań jest dążenie do zupełnego odrealnienia obserwowanej rzeczywistości, aż po granice przedmiotu i osiągnięcie w obrazie wymiaru abstrakcji.

Wychodząc od analizy konkretnego elementu artystka „rozbija” obserwowany przedmiot na poszczególne elementy poszukując czystej substancji budującej wcześniej obserwowaną całość. Z tak wyodrębnionego budulca na nowo stwarza przedmiot swojej obserwacji, dokonując już nie repliki jego kształtu, ale jego esencji – tego, co decyduje, że staje się on podmiotem, nie przedmiotem sztuki.

Prace pokazywane na wystawie to cykl abstrakcyjnych czarno-białych kompozycji o sugestywnej strukturze malarskiej, której sensualność podkreślona jest poprzez zróżnicowane faktury kładzionej farby, niekiedy sprawiającej wrażenie nie tyle malowanej, co „dotykanej” w procesie powstawania obrazu. Tak istotny we wcześniejszych, pejzażowych pracach detal w przedstawianym cyklu zyskał byt samodzielny – co prawda poprzedzony wcześniejszą obserwacją natury, ale już zupełnie od niej „oderwany” i doskonale odnajdujący się w formie abstrakcyjnej, substancjalnej. Zdyscyplinowane, zamknięte kompozycje, często „oprawione” w bordiury pasa czystej szarości nie odwołują się już do świata zewnętrznego, ale skupiają się na wewnętrznych mikroświatach. Ich koncentryczna budowa, co wzmocnione jest dodatkowo przez odwołanie do formatu kwadratu prac, sprzyja zagłębieniu się w bogactwo z rozmachem używanych faktur, odcieni wielu szarości wynikających z mieszania się „dotykowo” kładzionej farby, gdzie obok tonów czystych, dźwięcznych odnajdziemy też te głuche, „brudne”.

Światłoczuła wrażliwość malarska Wioletty Jaskólskiej przekłada się na starannie dobrany i stale ewoluujący warsztat artystyczny. Żywiołowy gest zostaje tu ujęty w precyzyjną dyscyplinę formy i pozwala widzom na uczestnictwo w obserwacji procesów twórczych.

Maria Piątek


 

Weduta to temat szczególny. Wbrew pozornej użytkowości, powodem jego narodzin i kolejnych, w historii malarstwa, powrotów do tego tematu, była fascynacja romantyzmem miasta, który do dziś pociąga malarzy. W procesie portretowania miasta artystka ma świadomość „krawędzi epoki realizmu”.

W obrazach z lat 2000 – 2002 kadr fotograficzny jeszcze podporządkowuje sobie malarkę, która dopiero nieśmiało, z muzyki, rytmu kierunków zaczyna układać swój własny porządek. W pracach z lat 2002-2006 jeszcze pojawia się detal, ornament, krata balkonu, gzyms, ale już światło dokonuje syntezy formy. Helioplastyka kubistycznych brył zamienia się w prześwietloną materię malarską. Formy architektoniczne przerośnięte są organiczną formą pejzażu tak, że nie wiemy czy to miasto wyrasta z pejzażu czy pejzaż przelewa się przez mury miasta. W obrazach wyczuwamy prawidłowość, porządek, dyscyplinę, artystka odczuwa potrzebę silnej formy, zmienia optykę, powstają płótna, w których szeroka plama zagarnia pejzaż układając go   w system. Autorka zamalowuje fragmenty kadru, chowa je za mglistą kurtyną szarości zostawiając to co odrealnione, co najtrafniej oddaje tajemnicę miejsca.

Widziałam wystawę w Galerii EL. Wystawione obrazy, jak mało które wytrzymały przestrzeń gotyckiej nawy i agresywną materię ceglanych ścian. Chyba tu najpełniej można było zobaczyć dojrzałość propozycji malarskiej pani Jaskólskiej.

W obrazach najnowszych pojawiają się multiplikacje.

Monumentalna skala, panoramiczna przestrzeń, większa niż może objąć nieruchome oko, wprowadza nas w estetykę fototapety by za chwilę geometryczny podział pejzażu, rytm cieni otworzył malarską przestrzeń miasta wzniesionego z szarości i światła.

Portrety miast – taki tytuł Wioletta Jaskólska  nadała kilku swoim wystawom. Portretuje Paryż, Birmingham, Sienę, Lizbonę, Salzburg a przede wszystkim Lidzbark. Fascynuje ją założenie, plan, porządek średniowiecznego miasta, jego zamkniecie, narastanie, i w końcu otwarcie na pejzaż. Mówiąc za Herbertem artystka patrzy okiem historyka i jaskółki, jej panoramy, widoki z wieży i z lotu ptaka są wyrazem odwiecznej tęsknoty za  miastem idealnym znanym z utopijnych miast  Liber Chronicarum,  miniatur godzinek księcia de Berry, czy symetrii wyludnionych miast Piero della Francesco. W rzeczywistości malowanej en grisaille, w jej  świetlistej szarości gdzie biel nie jest bielą, a czerń czernią, dopatrujemy się  szlachetności ziemnych pigmentów. Jesteśmy prowadzeni logiką światła budowanego nie walorem a  subtelnym drgnieniem temperatury barwy.

Jest to malarstwo północy. Pustka tych melancholijnych wedut przywodzi na myśl powietrzemalarstwa Vilhelma Hammershoi i jego poezję ciszy. To wartość znaleziona między rygorem Carpaccia i Masaccia a oschłością Hoppera czy Diebenkorna. Do dialogu z nimi malarka przyznaje się wprost.

Fazy pokonywania warsztatu, dla widza zakryte, budowane cięciem drzeworytnika, kreską suchej igły, przypadkiem odprysku. Podskórna droga rzemiosła. Warsztat grafika i rysownika miały duży wpływ na malarstwo pani Jaskólskiej.

Oglądałam rysunki – nie ekspresyjne ale zdeterminowane, mocne, konstrukcyjne. To właśnie rysunek tworzy kanwę malarstwa Wioletty Jaskólskiej. Zakrywana kolejnymi warstwami farby kreska, od początku zawiązuje obraz. Widoczna w tym malarstwie jest świeżość szkicu, niedokończenie, niedopowiedzenie, a raczej posługując się językiem fotografa, prześwietlenie, nieostrość, poruszenie. Malarka od lat fotografuje. Jeden nerw, jedną myśl wskazującą na dojrzałość koncepcji  wyczuwamy na równi w jej fotografii, rysunku i malarstwie.

W zapiskach malarka wielokrotnie wraca do problemu metafizyki, chce by ten pierwiastek był czytelny w jej malarstwie, wplata go w przestrzeń tajemniczych, zagadkowych, wyludnionych, jakby zasypanych pyłem wulkanicznym miast . Na spotkanie tajemnicy tego Civitas sanctis artystka idzie sama. Czytam te  obrazy jako labirynt, z którego Wioletta Jaskólska nie chce wyjść dopóki nie rozczyta do końca jego logiki. Świadomie posługuje się kolorem, ważne są dla niej wybory, decyzje. Subtelnie a jednocześnie sensualnie podchodzi do gestu, materii malarskiej i formy. Obrazy są dowodem na  „myślenie malarskie”, jak to określił Paul Cezanne, który również, między pejzażem a architekturą znajdował sens przestrzeni .

prof. Marzanna Wróblewska, Warszawa  2013 r.


Wioletta Jaskólska

„Miasto en grisaille

Od kilku lat głównym motywem malarstwa Wioletty Jaskólskiej są weduty. Po Paryżu, Birmingham, Sienie, Lizbonie, czy Salzburgu „portretuje“ również rodzime miasta jak np. Warszawa, czy Lidzbark. Na wystawie „Miasto en grisaille“ prezentowane są prace z ostatnich lat 2013-14. To przede wszystkim pejzaże z Warszawy oraz Łodzi; widoki ujmowane zarówno w szerokim kadrze, z perspektywy lotu ptaka, jak i te z pojedynczymi obiektami, czy samymi detalami architektonicznymi. Weduty warszawskie upamiętniają obrazy, których już nie ma – modernistyczną, czy PRL-owską funkcjonalną architekturę, szerokie ulice z potokiem anonimowych sylwetek, czy puste place.

Warszawę autorka maluje z dużym sentymentem, starając się przywołać wspomnienia z lat dziecinnych. Korzysta z gotowych zdjęć, pocztówek, które ułatwiają rekonstrukcję zapamiętanych kadrów. Ograniczona w zasadzie do dwóch barw gama służy dodatkowemu uwypukleniu czystości funkcjonalistycznej architektury.

Autorka pokazując specyficzne piękno zabytków minionej epoki, składa swoisty hołd „źle urodzonym“, przez lata deprecjonowanym obiektom. W przypadku Łodzi Jaskólską intrygują widziane z lotu ptaka plany urbanistyczne, „geometria“ miasta, siatki ulic tworzące wewnętrzny jego krwiobieg. Zarówno wielkoformatowe, jak i kameralne płótna utrzymane są w monochromatycznej gamie barw świetlistych bieli, srebrzystych szarości i czerni. Wykonane zostały en grisaille, zróżnicowane wyłącznie walorowo.

Prace malowane są jakby pośpiesznie, szkicowo, impresyjnie, materia płótna raz jest gładka, kiedy indziej potraktowana bardziej fakturalnie, impastowo, uwidacznia dukt pędzla. Pomimo minimalistycznej formy oraz ograniczonej gamy barw, weduty Jaskólskiej przyciągają dynamizmem i świetlistością koloru.

dr Magdalena Durda, Warszawa  2014 r.


Wieczne miasto Wioletty Jaskólskiej

Obrazy Wioletty Jaskólskiej to wędrówka. Odbiorcy jej prac często chcieliby wiedzieć od razu co będzie dalej, co kryje się za drapieżną belką, słupem, pionem, pomiędzy szybko i pewnie zakreślonymi arteriami miasta? Chcieliby dookreślić jak najszybciej te miejsca. A wędrówka potrzebuje czasu. Obrazy te są często fragmentaryczne, poszarpane niczym skrawki materiału, z których Jaskólska zlepia swoją autorską wizję przestrzeni. Autorka nazywa je też zapiskami. Te malowane pewną ręką obrazy, z wielką wnikliwością odczytującą przestrzeń. Pejzaże, w większości endemiczne, są „oschłe”, „puste”, „oziębłe”, zawierają w sobie gest, szarpnięcie pędzlem, odwagę przekreślania, mylenia się (myślenie malarza), czyni je to dziełami na wskroś oryginalnymi. Osobiście przemawiają do mnie ich szczerość wyrażona poprzez niedookreśloność, gmatwaninę linii w rysunku dążącą do porządkowania dotyczącego nie tylko obrazu, ale przede wszystkim (co ważniejsze) do porządkowania świata.

Jaskólską interesuje każde miasto, w którym przestrzeń publiczna wyraźnie podporządowuje się myśli i wizji człowieka-urbanisty. Panoramy Werony, Lizbony, Paryża są malowane bez szczególnego zdobienia, uwikłania w szczegóły, które czasem można zobaczyć w mniejszych realizacjach autorki. Na pierwszym planie zapraszają nas do wędrówki poprzez place, skwery,ulice, zatrzymują wzrok na kasadach dachów, szpalerach drzew, antenach i kominach a jednocześnie plany dalekie przenoszą nas w jakąś nieokreśloną mglistą dal, w której tak jak u impresjonistów odnajdziemy zapis ulotnych chwil: nagłego przebłysku słońca zza chmur na zacienione pagórki za miastem („Florencja” 2010).

Wioletta Jaskólska urodziła się w Lidzbarku Warmińskim. Razem z ojcem od dziecka przemierzała uliczki tego miasta. Dziś widać jej zachwyt nad architekturą rodzinnego miasta, nad którym góruje piękny, średniowieczny zamek- dawna siedziba biskupia. Zarówno mieszczańskie kamienice jak i relikty przeszłości – bloki z epoki peerelowskiej stanowią wyzwanie dla jej artystycznej jak i społecznej aktywności. Ten drugi kontekst jest szczególnie ważny dla Jaskólskiej. Jako radna mającą wpływ na wizerunek miasta, malarka wpływa na zmiany w swoim otoczeniu. Potrafi swoje marzenia, idealizację wyobrażeń z dzieciństwa przemienić w fakt.

Wielokrotnie fotografuje te miejsca (album pt. Portet Mojego Miasta), odrestaurowane, przywrócone do godności budynków estetycznych. Tworząc niekończący się reportaż malarski, fotograficzny chce by i inni mieszkańcy zauważyli Piękno swojego Lidzbarka. Podobnie autorka podchodzi do prac z ostatnich lat 2013-14, maluje miejsca „odchodzące” Warszawy. Często interesują ją same dachy, ich rytmy, przejścia. Zestawia je tak jak widzi, jako przesunięcia abstrakcyjnych płaszczyzn. Jaskólska chce „wejść na dach świata”, szuka dalekiego odejścia, z lotu ptaka, zachłannie pragnie oganiać więcej i więcej, jakby w ten sposób chciała wpoić nam myśl „idealną”: człowiek jest wieczny bo wolny.

Sam jej stosunek do rysunku stanowi dla mnie powroty do studium z Natury. Rysunek odzwierciedla jej charakter : żarliwy, stanowczy w wyborze, osobny, mówiący o wieloletnim doświadczeniu w pracy. Jaskólska świadomie zostawia znaki, pociągnięcia szerokiego gestu z pędzla nie przykrywa kolejnymi warstwami, pozostawia oschle na powierzchni płótna. Rysunek ten ma sam w sobie działać! W tym obszarze tworzenia nie ma nic z maniery, z kalkowania, z usypiającej, nudnej powtarzalności zapełniania farbą odrysowanego, kakowanego konturu . Jest wszystko inne choć nie idealne. Z malarstwem , jak mówił Picasso , „nic nie wiadomo: jak żyje , jak umiera. Nikt nie jest w stanie mówić o malarstwie(…) robi ze mną co chce.”

Eternal City by Wioletta Jaskólska

Paintings by Wioletta Jaskólska are a journey. Recipients of her art would often like to know right away what is next, further on, what can be found behind an aggressive beam, a pillar, a perpendicular, between the quickly, yet confidently sketched arteries of a city? They would like to define these places as soon as possible. But any journey takes time. The pictures are often fragmentary, torn like pieces of paper used by Jaskólska to glue together her personal vision of space.

The author calls these paintings records. They are created by a confident hand, which deciphers the space with great percipience. Landscapes, mostly endemic, are „snippy”, „empty”, „cold”, contain a gesture, a sudden pull of a paintbrush, courage to cross out and make mistakes (thinking of a painter). This makes them highly original. I am convinced by their sincerity expressed through indefiniteness, an array of confusing lines of drawings, which strive for ordering the picture, but most of all, what is even more important, which strive for ordering the world.

Jaskólska is interested in every city where public space is clearly subject to ideas and visions of a human being – a city planner. Panoramic views of Verona, Lisbon, Paris are painted without any particular ornamentation, without any entanglement in details, which you may sometimes notice in smaller compositions of the author. We are invited to take up a journey through squares and streets in the foreground. Our gaze fixes on cascades of roofs, lines of trees, antennas and chimneys and, at the same time, the backgound transfers us to undefined, misty space, where, just like in the paintings of Impressionists, we can find a record of passing moments – a sudden flash of sunlight from behind the clouds at overshadowed hills outside the town („Florencja” 2010).

Wioletta Jaskólska was born in Lidzbark Warmiński. Since her childhood she used to stroll along the streets of this town together with her father. Today you can see that she is fascinated by her hometown architecture dominated by a beautiful, medieval castle – a former seat of bishops. Both tenement houses as well as relicts of the past – blocks of flats from the PRL times, are a challenge for her artistic and social activity. That second context is particularly important for Jaskólska.

As a Councillor having impact on the town’s image, she influences the changes in her neighborhood. She is capable of turning her dreams, her idealized images from her childhood, to reality. She keeps on taking photos of these places, renovated, brought back to the dignity of aesthetic buildings (an album entitled „Portet Mojego Miasta”). While creating a never ending painted and photographed reportage she wants other inhabitants of the town to take notice of the Beauty of her Lidzbark. The painter presents a similar attitude in her latest works (2013-2014), where she paints places disappearing from Warsaw.

She is frequently interested in roofs only, in their rhythms and transitions. She compiles them as she can see them, as shifts of abstract planes. Jaskólska intends to „climb the top of the world”, she looks for a far away, bird’s eye view, she greedily wants to capture more and more, as if, in this way, she would like to instill in us an „ideal” thought – a human being is eternal because he is free.

For me her attitude towards drawing is a return to study from Nature. Drawing is a reflection of her character: passionate, firm in making decisions, separate, indicating her many-year work experience. Jaskólska consciously leaves marks and snippy, wide gesture brushstrokes on the canvas surface, which are not covered by other layers. The drawing is to work by itself! In this creation there is no manner, no copying, no boring, sedative repetitiveness of filling in a drawn, stamped contour with paint. There is everything else though not perfect. Picasso used to say that with paining, „you never know how it lives and how it dies. Nobody is able to talk about painting (…) it does with me whatever it wants”.

Ewige Stadt von Wioletta Jaskólska

Die Gemälde von Wioletta Jaskólska sind wie eine Wanderung. Die Betrachter ihrer Arbeiten möchten oft sofort wissen, was als nächstes passiert. Was versteckt sich hinter wilden Trägern, Balken, senkrechten Linien, zwischen schnell und sicher eingekreisten Verkehrsadern der Stadt? Sie möchten so schnell wie möglich diese Orte bestimmen. Diese Wanderung braucht jedoch Zeit. Die Gemälde sind oft fragmentarisch, zerissen wie ein Stück Stoff, aus dem Jaskólska ihre eigene Sicht zusammenfügt. Die Autorin nennt das Aufzeichnungen. Diese mit sicherer Hand aufgezeichneten Bilder lesen offene Räume mit großer Scharfsinnigkeit. Die Landschaftsbilder, meistens endemisch, sind „kühl”, „leer”, „reserviert”, tragen in sich Geste, verzerrt mit dem Pinsel. Man findet den Mut zum Durchstreichen, zum Irren (denken der Malerin). Das macht sie durch und durch originell.

Persönlich spricht zu mir ihre Ehrlichkeit, die durch Unbestimmtheit ausgedrückt ist, ein Gewirr von Linien in der Zeichnung. Das alles strebt nach Unterordnung, nicht nur im Bild, aber vor allem (was ist am wichtigsten ist) nach Unterordnung der Welt.

Jaskólska ist an jeder Stadt interessiert, in der weit offener Raum eindeutig als Gedanken und Vorstellungen vom Menschen als Stadtplaner ersichtlicht wird. Rundblicke über Verona, Lissabon, Paris sind gemalt ohne besonderen Schmuck, ohne Verstrickung ins Detail, was man in kleineren Arbeiten der Künstlerin finden kann. Im Vordergrund laden sie uns zum Wandern über Plätze, durch Grünanlagen, Straßen ein, richten unsere Blicke auf Kaskaden von Dächern, Bäumen Spalieren, Antennen und Schornsteinen. Gleichzeitig entführen uns die Hintergründe in eine unbestimmte, unklare Weite. Wie bei den Impressionisten finden wir Aufnahmen von flüchtigen Momenten: plötzlicher sonniger Schimmer hinter den Wolken auf schattigen Hügeln hinter dem Stadt („ Florenz“ 2010)

Wioletta Jaskólska ist in Lidzbark Warmiński/Heilsberg geboren. Zusammen mit dem Vater durchstreifte sie seit ihrer Kindheit die Straßen dieser Stadt. Heute sieht man die Begeisterung für die Architektur der Heimatstadt, in der eine mittelalterliche Burg das Bild dominiert – die ehemalige Residenz des Bischofs. Sowohl bürgerliche Häuser als auch Relikte der Vergangenheit – Wohnblöcke aus der PRL Zeit – stellen eine Herausforderung für ihre künstlerische und gesellschaftliche Aktivität dar. Der zweite Kontext ist nämlich für Jaskólska besonders wichtig. Als Mitglied des Stadtrats, der Einfluss auf das Stadtbild hat, beeinflusst Sie auch Veränderungen in ihrer Umgebung. Ihre Träume, Idealisierungen aus der Kindheit, kann Sie in die Tat verwandeln. Mehrmals fotografierte sie diese Orte ( Album „Portrait Meine Stadt“), restaurierte, machte sie wieder zu ästhetischen Gebäuden mit Würde. Sie möchte mit ihrem Schaffen von zauberhaft malerischen und fotographischen Reportagen, dass die Einwohner die Schönheit sehen, die Lidzbark Warmiński ausmacht.

Ähnlich geht Sie in den letzten Arbeiten aus den Jahren 2013-14 vor. Sie malt in Vergessenheit geratene Orte in Warschau. Oft interessieren Sie nur Dächer, Rhythmen, Übergänge. Sie setzt das alles zusammen, wie sie es sieht, als Verschiebung abstrakter Ebenen und Flächen. Jaskólska will „aufs Dach der Welt steigen“, sucht eine radikale Sichtweise aus der Vogelperspektive, gierig greift sie nach mehr und mehr, als ob sie uns einen idealen Gedanken verbildlichen wollte – der Mensch ist ewig, weil er frei ist.

Allein ihr Verhältnis zur Zeichnung stellt für mich eine Rückkehr zum Studium der Natur dar. Die Zeichnung spiegelt den Charakter der Künstlerin: feurig, entschieden, eigen, die jahrelange Erfahrung künstlerischer Arbeit ausdrückend. Jaskólska hinterlässt bewusst Zeichen, breite Pinselstriche überdeckt sie nicht mit weiteren Schichten, hinterlässt sie einfach kühl auf der Leinwandoberfläche. Die Zeichnung soll allein für sich wirken! Im diesem Schaffensbereich gibt es keine Manierismen, keine Abziehbilder, nichts von einschläfernder, langweiliger Wiederholung, Gefühlen des abgezeichneten Umriss. Alles ist anders, aber doch nicht ideal. Oder wie Picasso sagte: „Man weiß nichts – wie es lebt, wie es stirbt. Niemand ist imstande über Malerei zu sprechen… „Die Malerei macht mit mir, was sie will”.

prof. UWM Renata Zimnicka-Prabucka, Olsztynek 2013


Wioletta Jaskólska

„Miasto en grisaille

Od kilku lat głównym motywem malarstwa Wioletty Jaskólskiej są weduty. Po Paryżu, Birmingham, Sienie, Lizbonie, czy Salzburgu „portretuje“ również rodzime miasta jak np. Warszawa, czy Lidzbark. Na wystawie „Miasto en grisaille“ prezentowane są prace z ostatnich lat 2013-14. To przede wszystkim pejzaże z Warszawy oraz Łodzi; widoki ujmowane zarówno w szerokim kadrze, z perspektywy lotu ptaka, jak i te z pojedynczymi obiektami, czy samymi detalami architektonicznymi. Weduty warszawskie upamiętniają obrazy, których już nie ma – modernistyczną, czy PRL-owską funkcjonalną architekturę, szerokie ulice z potokiem anonimowych sylwetek, czy puste place.

Warszawę autorka maluje z dużym sentymentem, starając się przywołać wspomnienia z lat dziecinnych. Korzysta z gotowych zdjęć, pocztówek, które ułatwiają rekonstrukcję zapamiętanych kadrów. Ograniczona w zasadzie do dwóch barw gama służy dodatkowemu uwypukleniu czystości funkcjonalistycznej architektury.

Autorka pokazując specyficzne piękno zabytków minionej epoki, składa swoisty hołd „źle urodzonym“, przez lata deprecjonowanym obiektom. W przypadku Łodzi Jaskólską intrygują widziane z lotu ptaka plany urbanistyczne, „geometria“ miasta, siatki ulic tworzące wewnętrzny jego krwiobieg. Zarówno wielkoformatowe, jak i kameralne płótna utrzymane są w monochromatycznej gamie barw świetlistych bieli, srebrzystych szarości i czerni. Wykonane zostały en grisaille, zróżnicowane wyłącznie walorowo.

Prace malowane są jakby pośpiesznie, szkicowo, impresyjnie, materia płótna raz jest gładka, kiedy indziej potraktowana bardziej fakturalnie, impastowo, uwidacznia dukt pędzla. Pomimo minimalistycznej formy oraz ograniczonej gamy barw, weduty Jaskólskiej przyciągają dynamizmem i świetlistością koloru.

dr Magdalena Durda, Warszawa  2014 r.